niedziela, 6 kwietnia 2014

Junkers 188 z dna jeziora Mamry

Jak widać po datach bloga zawiesiłem z braku czasu jednak nadal w wolnych chwilach kopałem w
internecie na temat powojennych wraków w Polsce. Aż trafiłem na historię, która po prostu musiałem opisać...

"Jesienią 1961r. ekipa płetwonurków "Rekina" odnalazła na dnie jeziora Mamry na głębokości 12m cały dwusilnikowy samolot wywiadowczy dalekiego zasięgu Junkers "JU-188 D-2". 6-ciu naszych płetwonurków w ciągu 9-ciu dni wydobyło na brzeg koło Węgorzewa kompletny samolot. W kadłubie znajdowały się dwie duże kamery fotograficzne oraz najnowsza niemiecka elektronika wraz z radarem. Samolot wyprodukowano 9.10.1944r, a wylądował w całości na tafli zamarzniętego jeziora w styczniu 1945r. wskutek awarii silnika.”

Z opisu wynika, że był to niezwykle zachowany eksponat. Nie uległ zestrzeleniu, nie rozpadł się na kawałki. On po prostu wylądował i został porzucony. Kopiąc dalej dotarłem do dość długiego opowiadania świadka tamtych wydarzeń oraz samego wydobycia p. Jerzego Janczukowicza. Poniżej najciekawsze fragmenty:

 "Zapada decyzja o jego wydobyciu. Z Giżycka wypożyczony zostaje holownik i dwie barki, które
podpływają nad wrak samolotu. Nurkujemy: samolot jest cały i ogromny! Stoi na piaszczystym dnie jak na lotnisku. Widoczność wspaniała! Porośnięty małżami i „udrapowany” sieciami rybackimi - wyglądającymi tak jak siatki maskujące na wojskowym lotnisku! Kabina jest otwarta, załogi nie ma! Ponad kabiną obrotowa wieżyczka z groźnie wystającym ciężkim karabinem maszynowym. Z przodu pleksiglasowej kabiny wystają jakieś pręty: później stwierdziliśmy, że to są anteny radarowe! Samolot ma schowane podwozie, stąd oba śmigła są uszkodzone: mają pourywane końcówki! Żadnych więcej uszkodzeń samolotu nie stwierdzono. Na pojedynczym sterze kierunku, na ogonie: duża swastyka zdradza przynależność samolotu. Wiemy już, z kim mamy do czynienia! Wyciągamy wnioski: to nie jest samolot zestrzelony, jest cały! Musiał lądować na lodzie lub wodzie ze schowanym podwoziem, aby nie kapotować. Stąd uszkodzone śmigła."

"Nie jest to bombowiec: na zewnętrznej części kabiny znajdujemy tabliczkę znamionową: jest to Junkers Ju 188 D2. Później rozszyfrowujemy te symbole: jest to samolot wywiadowczy dalekiego zasięgu: takie właśnie samoloty stacjonowały na norweskim lotnisku w Kirkenes, skąd śledziły konwoje alianckie transportujące zaopatrzenie wojenne do Murmańska, dla ówczesnego alianta, czyli ZSRR. I naprowadzały na te konwoje „wilcze stada”, czyli niemieckie U-Booty lub samoloty bombowe."

"Penetrujemy wnętrze samolotu. W zbiornikach skrzydłowych jest jeszcze benzyna! „Miejscowi” spuszczają ją do swoich motocykli: świetnie się im na tym jeździ! W kadłubowych zbiornikach pełno żółtawego oleju. Wszędzie w kadłubie elektronika. W tylnej części kadłuba odkrywamy dwie wielkie kamery fotograficzne. Wymontowujemy je i zabieramy do Gdańska. Są błony fotograficzne! Całą broń, w jaką wyposażony jest samolot, zabiera wojsko: 3 ciężkie karabiny maszynowe zamontowane w kadłubie, dużo amunicji. Szkoda nam szczególnie ręcznej rakietnicy z kabiny i pistoletu maszynowego MP-40. W kabinie znajdujemy też skórzaną teczkę, w której są mapy naklejone na folię aluminiową, z terenów Włoch i Jugosławii. Nic z tego nie rozumiemy. Co robił w takim razie ten samolot na Mazurach? Ale losy wojenne są zawsze „pokręcone” i tajemniczo zaskakujące."

A teraz uwaga najlepsze:

"Po dokładnych oględzinach ustalamy sposób wydobycia samolotu: podczepiamy stalowe liny pod skrzydła z silnikami (bo on jest dwumotorowy), a kadłub przed ogonem też oplatamy linami i podajemy na barki. Tam przy użyciu zwykłych budowlanych ręcznych kołowrotów podnosimy w ciągu kilku godzin fizycznej pracy cały samolot, aż widzimy, jak opiera się o dno barek. Teraz holownik holuje ten cały zestaw do brzegu. W pewnym momencie podczepiony pod barkami samolot uderza w dno - zatrzymujemy się. Liny zostają odczepione, barki zwolnione odpływają. Najpierw zwolniona zostaje lina trzymająca ogon samolotu, który opada na dno. Samolot oboma silnikami, a silniki zamontowane są przed skrzydłami, napiera na dna barek, aż ulegają one wyłamaniu! Opadają na dno. Z pobliskiej Jednostki Wojskowej z Węgorzewa udaje nam się wypożyczyć dwa gąsienicowe ciągniki artyleryjskie Mazur, które wjeżdżają do wody: podajemy liny i zaczyna się wyciąganie samolotu na brzeg. Jeden Mazur ciągnie linę „ogonową” - stalowa cienka lina szarpana przez silny ciągnik gąsienicowy przecina aluminiowy kadłub samolotu jak brzytwa! Samolot, który jeszcze rano był cały na dnie jeziora, teraz już jest bez ogona, bez silników... ale i tak jego los jest już od dawna przesądzony: on ma trafić jako złom do huty aluminium w Skawinie, gdzie ta „hitlerowska wojenna maszyna” ma zostać przetworzona w „pokojowe” 12.343 łyżki aluminiowe do barów mlecznych!"

"To był rok 1961. To były zupełnie inne czasy: nikt wówczas nie myślał o takim znalezisku jako o ewentualnym eksponacie do muzeum - gdzie można by pokazać następnym pokoleniom, z jaką to techniką i siłą przyszło nam walczyć przez 6 lat ostatniej wojny. Nasze muzea wypełnione „zwycięską techniką radziecką” nie potrzebowały jakichś tam pohitlerowskich eksponatów."

Niech żyje socjalizm... Dziś taki samolot byłby perełką każdego muzeum na świecie!

Wykorzystano części artykułu ze strony Pobitwie.pl

środa, 1 maja 2013

Radziecki okręt Murmańsk

Jakiś czas temu przekopywałem internet w poszukiwaniu różnych wraków sterczących ponad powierzchnia wody. Są nawet w Polsce i o nich też napiszę ale to później. Dzisiaj przedstawię historię radzieckiego okrętu Murmańsk. Jego pierwsze i drugie życie z czego to drugie okazuje się ciekawsze. Ale po kolei:

Radziecki lekki krążownik typu Swierdłow został zbudowany w 1955 w czasie zimnej wojny. Pozostawał w służbie aż do 1992 roku patrolując Morze Norweskie oraz Morze Barentsa. Oczywiście macierzystym portem był (a jakże) Murmańsk. We wspomnianym 1992 okręt wycofano ze służby i wystawiono do przetargu na złomowanie. Czynu tego podjęli Hindusi z bliżej nieznanej firmy. Murmańsk wzięto na hol w celu przetransportowania do stoczni złomowej w Indiach. Jednak, jak niektórzy miłośnicy statków twierdzą, nasz bohater nie chciał "umrzeć" w taki sposób. Na północ od Lofotoen linka holownicza pękła i wrak po dobie „zaparkował” tuż przy wiosce rybackiej Sorvaer na południu wyspy Finnmark. Hindusi po oględzinach stwierdzili, że wydobycie go i ponowne odholowanie jest nieopłacalne, Rosjan to nie obchodziło, bo to już nie ich statek i takim właśnie sposobem Murmańsk został tam, gdzie osiadł. A rzecz się miała w Wigilię 1994.

Lata mijały a Murmańsk na stałe wkomponował się w krajobraz fiordów. Mało tego stał się swego rodzaju atrakcja turystyczną. Pewna grupa rosyjskich turystów przywiozła nawet flagę i zamontowała na jednej z wież. Równolegle powstawały legendy, co skrywa wrak. Rybacy podawali sobie historie o rzekomych radioaktywnych beczkach przewożonych na statku. Turyści się cieszyli a miejscowi bali się skażenia. w 2000 roku oficjalnie uznano, że okręt stanowi zagrożenie biologiczne.
W latach 2006-2007 zlecono badania pod kątem promieniowania i stwierdzono śladowe ilości substancji radioaktywnych ale dopiero rok później władze Norwegii stwierdziły, ze trzeba działać. Murmańska trzeba wydobyć. Przetarg wygrała firma AF Gruppen. Tyle, że krążownik był bardzo skorodowany więc jakiekolwiek wydobycie w jednym kawałku nie miało szans. Trzeba było pociąć go na miejscu.

Inżynierowie z AF Gruppen postanowili zbudować wokół wał, po czym wypompować wodę. Prace nad basenem zaczęły się w 2009 a zakończyły w kwietniu 2012. Wtedy to okręt ponownie wynurzył się na powierzchnię. Dzisiaj po Murmańsku nie ma śladu. Zostały tylko zdjęcia.
Zdjęcia pochodzą z AF GROUP - Polska i TVN24

Film 1  Film 2

niedziela, 14 kwietnia 2013

P-39 Airacobra znaleziona pod Warką

W dzisiejszym artykule przybliżę wam historię znaleziska z regionu radomskiego. Chodzi tu o szczątki radzieckiej Airacobry. Tak, wiem, ten samolot był produkcji amerykańskiej ale duża część produkcji została przekazana do ZSRR. No i właśnie taka radziecka Airacobra według miejscowych została zestrzelona nad Warką. Pilot usiłował wylądować na łące w Boguszkowie. Maszyna runęła na skarpę rowu, uderzyła przodem kadłuba o ziemię, i przewróciła się do góry kołami. Przez jakiś czas po wojnie samolot leżał jeszcze na łące, z czasem się zapadł w bagno.

Właściciel pola zwrócił się z inicjatywą wydobycia wraku. Przyjechały ekipy z Muzeum Orła Białego w Skarżysku oraz Muzeum Lotnictwa w Krakowie. Okazało się, ze wrak znajduje się w całości około 2 metrów pod ziemią. Metr pod powierzchnią lustra wody można było dotknąć przewodów elektrycznych, elementów wyposażenia oraz przedziału silnika.
Samolot miał trafić docelowo do mającego powstać w okolicy muzeum-skansenu. Stąd też nie był wydobywany. A jedynie oznaczono miejsce spoczynku samolotu na mapie. Ta akcja miała miejsce we wrześniu 2009.

Próbę wydobycia wraku podjęto dopiero w listopadzie 2011. Zaczęto wypompowywać wodę i wtedy to okazało się, że samolot jest we fragmentach. Wydobyto doskonale zachowany silnik, piastę śmigła wraz z jedną łopatą oraz działkiem 37mm. Oprócz tego wiele innych mniejszych części. Okazało się, że jakaś grupa miłośników-amatorów próbowała wcześniej nieumiejętnie wydobyć wrak na własna rękę. Prawdopodobnie był to ktoś obecny podczas oznaczania pozycji wraku. Samolot rozszarpywano koparką i porozrywano linami. Nielegalne prace trwały podobno dwa tygodnie. Łupem złodziei padł ogon i goleń podwozia (tych nie było pod ziemią). Czy zostaną złapani i ukarani, to nieistotne. Zniszczyli niepowtarzalny zabytek. Na koniec jeszcze dodam, że wyciągnięte elementy zostały przewiezione do Krakowa, gdzie są poddawane konserwacji. Tutaj można obejrzeć zdjęcia fragmentów a poniżej krótki film nagrany podczas wypompowywania wody. Widoczna łopata śmigła oraz wykrzywiona lufa działka.

sobota, 10 marca 2012

Douglas Bader - brytyjski beznogi as

Douglas Robert Steuart Bader, bo tak brzmią jego pełne personalia, urodził się 21 lutego 1910 roku w Londynie jako drugi syn majora Fredericka i Jessie Baderów. Osiemnastoletni Douglas wstąpił do Akademii Królewskich Sił Powietrznych Cranwell w hrabstwie Lincolnshire gdzie 13 września 1928 roku odbył swój pierwszy lot na dwupłatowcu Avro 504. Po niecałych 12 godzinach lotów uznano, że chłopak ma niezwykły talent do pilotażu i pozwolono mu latać samodzielnie. Po ukończeniu dwuletniego kursu został przydzielony do 23 Dywizjonu RAF.

14 grudnia 1931 roku Bader wziął udział w pokazach lotniczych w Reading pod Londynem. Sprowokowany założył się z dwoma pilotami, że wykona akrobację na bardzo niskiej wysokości. Miał ją wykonać na maszynie Bristol Bulldog. Był to ciężki samolot, na którym Douglas miał małe doświadczenie. Źle obliczył wysokość i zahaczył o ziemię końcem lewego skrzydła. Rannego Badera przewieziono do szpitala w Reading. Tam chirurg amputował mu obie nogi - jedną powyżej, a drugą poniżej kolana. Później w swoim pamiętniku pod datą 14 grudnia zanotował: "Rozwaliłem samolot. Kiepski popis."

Po długiej rekonwalescencji Douglas został przeniesiony do szpitala wojskowego w Uxbridge.  Tam mozolnie uczył się chodzić na drewnianych protezach. Wysiłek opłacił się i wkrótce był w stanie samodzielnie chodzić a nawet prowadzić specjalnie przystosowany samochód. Jednak jego marzeniem było wrócić do latania. Jeden z oficerów lotnictwa umożliwił mu ponowny egzamin na pilota. Douglas wsiadł do dwupłatowca i wykonał bezbłędny lot. Badania medyczne wykazały, że może wrócić do latania i decyzją dowództwa Królewskich Sił Powietrznych przywrócono mu status pilota. Jednak w kwietniu 1933 roku otrzymał list z dowództwa RAF-u cofający poprzednią decyzję. Jako uzasadnienie napisano, że przepisy King's Regulations nie przewidują możliwości pełnienia służby przez kalekich pilotów. Bader odszedł z wojska jednak kiedy wybuchła wojna RAF miał duży problem z dobrymi pilotami więc Douglas wyczuł szansę. Przywrócono mu status pilota a po przeszkoleniu na myśliwcach w 1940 roku został przydzielony do 222 Dywizjonu. W maju 1940 roku nad Dunkierką zestrzelił swojego pierwszego Messerschmitta.

Pod koniec lipca został dowódcą 242 Kanadyjskiego Dywizjonu, który podczas walk we Francjistracił  ponad połowę pilotów. Personel dywizjonu został dodatkowo dobity wiadomością, ze będzie nimi dowodził "jakiś kaleka". Szybko jednak zmienili zdanie. Bader postanowił rozpocząć znajomość z podwładnymi od pokazania swoich umiejętności. Wsiadł do Spitfire'a i zaczął wykonywać akrobacje nad lotniskiem. Swoją bezkompromisowością, zdecydowaniem oraz siłą autorytetu dźwignął morale i doprowadził dywizjon do pełnej gotowości bojowej. Akurat na rozpoczynającą się Bitwa o Anglię.
Huricane Badera. Litery kodowe LED

W czasie Bitwy o Anglię Bader zalicza 11 zwycięstw zyskując rozgłos nie tylko wśród aliantów ale także wśród Niemców. Co najdziwniejsze, brak nóg wcale nie przeszkadzał a w jednym przypadku wręcz pomagał. Pilot myśliwca podczas walki powietrznej jest poddawany olbrzymim przeciążeniom sięgającym kilkudziesięciu G. Krew odpływa wtedy z mózgu i siatkówki oka gromadząc się w nogach, co powoduje krótkotrwałe omdlenie i oślepienie. Doświadczeni piloci potrafili sobie z tym radzić, ale wielu nowicjuszy przypłaciło to życiem. Douglas w ogóle nie cierpiał na takie dolegliwości - nie miał przecież nóg. Krew nie miała dokąd odpływać i dlatego przez cały czas pozostawał przytomny, nawet kiedy wykonywał najbardziej gwałtowne manewry.

Bader był znany ze swej niepokorności. Toczył "walki" z dowódcami o zmiany taktykach. Opowiadał się za zastosowaniem wymyślonej przez marszałka Leigh-Mallory'ego taktyki "wielkiego skrzydła" polegającej na zwalczaniu wroga za pomocą dużych formacji myśliwców nad Kanałem La Manche lub nad Francją. Z jej powodu Douglas napsuł wiele krwi swoim dowódcom. Bardzo lubił i cenił Polaków. Poznał wielu polskich pilotów i zaprzyjaźnił się z kilkoma z nich. Nie znosił natomiast Francuzów...

W sierpniu 1941 miał już na koncie 21 zwycięstw. 9 sierpnia patrolował swoim Spitfirem wybrzeże Francji, kiedy wpadł na 6 Messerschmittów. Wykorzystując przewagę wysokości zestrzelił jednego z nich. Kiedy brał na celownik kolejnego poczuł olbrzymi wstrząs - jego Spitfire stracił ogon. Douglas był przekonany, że zderzył się z którymś z Messerchmittów. Według Niemców Badera zestrzelił ich as myśliwski Max Meyer. Istnieje też hipoteza, że Douglas Bader padł ofiarą przyjacielskiego ognia ze Spitfire'a, który przyleciał mu na pomoc. Podczas próby wyskoczenia jedna z protez zablokowała się w kabinie. Bader odpiął ją i wyskoczył. Na ziemi dostał się do niewoli. Niemcy traktowali beznogiego przeciwnika z wielkim szacunkiem. Sam generał Adolf Galland odwiedzał go w więzieniu. On to zaproponował aby skontaktować się z Brytyjczykami w celu przysłania nowej protezy.

Sir Douglas Bader
Kilka dni później RAF rozpoczął operację "Noga". Brytyjski bombowiec nieatakowany przez obronę naziemną przeleciał nad niemiecką bazą w St. Omer w okupowanej Francji i zrzucił paczkę z parą nowych protez dla Badera.

W czasie pobytów w kolejnych placówkach Brytyjczyk próbował wielokrotnie uciekać. Pierwszą próbę ucieczki Bader podjął jeszcze w szpitalu, w którym leczył się po niefortunnym skoku. Potem próbował uciec tyle razy, że Niemcy zagrozili, że zabiorą mu protezy. Wysłano go do obozu jenieckiego Stalag Luft III koło Żagania. W sierpniu 1942 roku Douglas Bader wraz z czterema towarzyszami zdołał uciec z obozu. Ucieczka prawdopodobnie by się powiodła, gdyby nie głupi przypadek. W Stalagu przebywał z wizytą u komendanta jakiś oficer Luftwaffe. Dowiedziawszy się, że przebywa w nim słynny beznogi Anglik postanowił go odwiedzić. Kiedy zapukał do drzwi po chwili stwierdził, że cela jest pusta. Szybko wszczęto alarm i uciekinierzy zostali złapani po kilku dniach. Po złapaniu został wysłany do zamku Colditz, obozu jenieckiego o zaostrzonym rygorze. 15 kwietnia 1945 roku Amerykanie przejęli placówke i Bader odzyskał wolność. Natychmiast udał się do Paryża i poprosił o przydzielenie mu samolotu. Chciał wrócić do walki zanim skończy się wojna. Odmówiono mu.
Po powrocie do Wielkiej Brytanii wziął udział w wielkiej paradzie zwycięstwa w czerwcu 1945 roku lecąc na czele 300 samolotów podczas pokazowego przelotu nad stolicą.
Po wojnie wiele czasu spędził w szpitalach pomagając ludziom po amputacjach kończyn w powrocie do normalnego życia. W uznaniu zasług w działalności na rzecz niepełnosprawnych Królowa Elżbieta II nadała mu w 1976 roku tytuł szlachecki.
Zmarł na atak serca 5 września 1982 roku w wieku 72 lat.

sir Douglas Robert Steuart Bader
Dogsbody
22 zwycięstw
pułkownik pułkownik
Data i miejsce urodzenia 21 lutego 1910
Londyn
Data śmierci 5 września 1982
Przebieg służby
Lata służby 1928-1933, 1939-1946
Siły zbrojne Ensign of the Royal Air Force.svg RAF
Główne wojny i bitwy II wojna światowa, bitwa o Anglię
Odznaczenia
Order Imperium Brytyjskiego Order za Wybitną Służbę (dwukrotnie) Distinguished Flying Cross (Wielka Brytania) (dwukrotnie)

niedziela, 4 marca 2012

Sierżant Stefan Wójtowicz, pierwszy poległy Polak z dywizjonu 303.

Stefan Wójtowicz
Od razu na wstępie mówię, że artykuł nie jest mój. Kiedyś go czytałem a teraz znalazłem znowu i myślę, ze jest wart przytoczenia. nic nie będę w nim zmieniał, tylko przekleję taki jaki jest i dodam kilka fot od siebie.

11 września 1940 r., kwadrans po godzinie 15, dwunastu pilotów Dywizjonu 303. poderwało swoje Hurricany do lotu. Jeden z nich nigdy już nie wrócił do bazy...

Tego dnia liczne zgrupowania samolotów Luftwaffe zbliżały się do brzegów Anglii, a Dywizjon Kościuszkowski odniósł jeden z największych sukcesów w swojej historii, niszcząc 16 wrogich maszyn. Ceną za to zwycięstwo była śmierć sierżanta Stefana Wójtowicza i ciężkie rany porucznika Arsena Cembrzyńskiego.
Stefan Wójtowicz urodził się 19 czerwca 1919 r. we wsi Wypnicha na Lubelszczyźnie. W rodzinnej miejscowości uczęszczał do szkoły powszechnej. W roku 1936 wstąpił do Szkoły Podoficerów Lotnictwa dla Małoletnich w Bydgoszczy. Na początku 1939 r. ukończył kurs wyższego pilotażu w Ułężu. Po zakończeniu szkolenia otrzymał przydział do 1. Pułku Myśliwskiego w Warszawie.
W czasie Kampanii Wrześniowej walczył w składzie Brygady Pościgowej, osłaniającej stolicę. Niestety, nie miał wielu okazji do walki z wrogiem. Wiadomo tylko, że 1 września1939 r. szeregowy Wójtowicz, wraz z porucznikiem Mirosławem Fericiem, bezskutecznie ścigali niemieckie bombowce, nie zbliżywszy się do nich na odległość skutecznego strzału.

Pierwszy bojowy lot

Po otrzymaniu rozkazu przekroczenia granicy Stefan Wójtowicz znalazł się 18 września 1939 r. w Rumunii, skąd przedostał się do Francji. W maju 1940 r. rozpoczął służbę w miejscowości Nantes. Ochraniał przed niemieckimi atakami zakłady produkujące samoloty. Niestety, żaden ze stacjonujących tam Polaków nie nawiązał kontaktu z wrogiem.
Kiedy upadek Francji stał się faktem, Stefan Wójtowicz ewakuował się z Bordeaux drogą morską do Wielkiej Brytanii. Po przeszkoleniu otrzymał przydział do Dywizjonu 303., stacjonującego na lotnisku w Northolt koło Londynu.
Pierwszy bojowy lot za sterami Hurricane wykonał 2 września 1940 r. Następnego dnia w okolicach Dover, wraz z por. Zdzisławem Hennebergiem, zaatakował dwa niemieckie myśliwce. Gdy sierżant Wójtowicz odmierzał poprawkę do ostatniej serii... nagle odstrzelono mu kawałek śmigła i osłonę silnika. Mimo to zdołał szczęśliwie wylądować w sadzie owocowym niedaleko miejscowości Tenterden. Dzień 7 września przyniósł Polakowi sukces w postaci zestrzelenia koło Londynu dwóch niemieckich bombowców typu Dornier Do-17. 11 września sierżant Stefan Wójtowicz wystartował w kabinie Hurricane V7242 do swojego ostatniego lotu...

Kto zna prawdę?

Walka, w której uczestniczył polski pilot rozegrała się nad terenami zabudowanymi w niewielkiej odległości od Londynu, na bardzo niskim pułapie. Wielu świadków na ziemi obserwowało zmagania samotnego pilota z przeważającym liczebnie wrogiem. Można zatem przypuszczać, że wszystkie okoliczności tego starcia zostały wyjaśnione. Niestety, tak się nie stało.
Arkady Fiedler podaje w książce "Dywizjon 303", że sierżant Stefan Wójtowicz został zaatakowany przez dziewięć samolotów typu Messerschmitt Bf -109 i w trakcie walki zestrzelił dwie wrogie maszyny. Pułkownik John Kent pełniący ówcześnie funkcję angielskiego zastępcy dowódcy 303. Dywizjonu, wspomina o sześciu niemieckich przeciwnikach polskiego pilota.
Niestety, do dzisiaj nie ustalono gdzie spadły samoloty zestrzelone przez sierżanta Wójtowicza, ani z iloma przeciwnikami walczył. Z jednych źródeł dowiadujemy się, że stoczył pojedynek z samolotami jednosilnikowymi, inne natomiast podają, że w starciu uczestniczyły także dwusilnikowe myśliwce typu Messerschmitt Bf-110. Nie mamy też całkowitej pewności, że Polak na pewno zestrzelił dwie maszyny wroga.
Autorzy publikacji "Polacy w obronie Wielkiej Brytanii" Robert Gretzyngier i Wojtek Matusiak, podają w zestawieniu zwycięstw polskich pilotów, że tego dnia sierżant Stefan Wójtowicz zestrzelił około godziny 16.00 jeden samolot typu Messerschmitt Bf-110 na pewno i jeden prawdopodobnie. Wiadomo, że stoczył swój pojedynek odseparowany od reszty kolegów, dlatego też żaden z nich nie mógł na ten temat udzielić jakichkolwiek informacji.

Poszukiwanie świadków

Przebywając w Wielkiej Brytanii postanowiłem odszukać kogoś, kto posiadałby jakiekolwiek informacje na temat ostatniej walki stoczonej przez sierżanta Wójtowicza. Wcześniej udało mi się odnaleźć człowieka, który jako dziecko widział wrak samolotu pilotowanego przez innego bohatera Dywizjonu 303 - sierżanta Josefa Frantiska. Miałem nadzieję, że tym razem znowu dopisze mi szczęście.
Walka polskiego pilota rozegrała się nieopodal miejscowości Westerham, leżącej kilka kilometrów w kierunku płd-wsch. od Londynu. To była jedyna wiadomość jaką dysponowałem. Aby znaleźć jakikolwiek punkt zaczepienia, zastosowałem moją ulubioną metodę. Do obszernej torby zapakowałem tuleję cylindrową z silnika lotniczego, kawałek łopaty śmigła z Hurricane'a, zawory z silnika Merlin oraz książki na temat Bitwy o Wielką Brytanię i teczkę z kserokopiami różnych dokumentów. W dłoni dzierżyłem wałek rozrządu pochodzący z silnika. Po wejściu do budynku, gdzie mieści się np. redakcja gazety, ustawiałem na biurku recepcjonistki moje klamoty i zadawałem pytanie "Czy wie Pani co to jest"? Nie zdarzyło się, aby ktoś odpowiedział twierdząco.
Hawker Hurricane Mk1
Zwykle otrzymywałem pomoc, często jednak dawano mi do zrozumienia żebym już wyszedł... Najciekawiej było wtedy, gdy wprosiłem się do BBC radio Kent i wygłosiłem na antenie apel w sprawie poszukiwania pamiątek po polskich pilotach.

Świadek katastrofy

W Westerham byłem kilka razy. Odwiedziłem m.in. dom pastora i siedziby redakcji dwóch lokalnych gazet. Bez rezultatu. Nikt nic nie wiedział. Byłem już gotów oflagować się koło pomnika Churchilla, gdy nastąpił przełom w poszukiwaniach - miał miejsce w biurze Westerham Parish Council. Początkowo dwie obecne tam panie były nieco zaskoczone widokiem dziwaka wywijającego przed ich oczami wałkiem rozrządu? ale potem obiecały, że mi pomogą. Po kilku minutach otrzymałem numer osoby, która znała świadka katastrofy samolotu sierżanta Stefana Wójtowicza. Kilka dni później udałem się po raz kolejny do Westerham. Odnalazłem bramę domu w którym mieszka Peter. Po chwili zostałem serdecznie powitany przez gospodarza i Maureen - działaczkę Towarzystwa Przyjaciół Westerham. Peter Finch pykając fajeczkę rozpoczął opowieść.

W 1940 roku miał 14 lat. Lato było upalne. Wraz z kolegami spędzał czas kąpiąc się w zbiorniku wody obok budynku miejscowej straży pożarnej. Od wielu tygodni mieszkańcy byli świadkami toczącej się bitwy. Większość samolotów kierowała się w stronę nieodległego Londynu, nie czyniąc swoim śmiercionośnym ładunkiem szkody dla społeczności Westerham. Mimo tego chłopcy byli doskonale zorientowani w sytuacji. Kilka samolotów zostało zestrzelonych w najbliższej okolicy. Jak wspomina Peter, szopa w jego ogrodzie zawierała pokaźną ilość elementów rozbitych samolotów, ich wyposażenia, odłamków bomb i amunicji.

Na małym pułapie

11 września po godzinie 16. mieszkańcy okolicznych miejscowości z zapartym tchem zaczęli obserwować walkę toczoną pomiędzy samotnym Hurricanem i sześcioma niemieckimi myśliwcami. Walka była prowadzona na bardzo małym pułapie. Świadek nie ma wątpliwości, że pojedynek rozgrywał się pomiędzy jednosilnikowymi samolotami. Peter twierdzi, że pilot Hurricane'a skutecznie ostrzelał dwa niemieckie Messerschmitty Bf -109, które obniżając lot, opuściły pole walki, mocno dymiąc.
Wrogie maszyny nie spadły w zasięgu wzroku świadków. Według słów Petera - pojedynek trwał około 15 minut. Samotny angielski myśliwiec został trafiony na niewielkiej wysokości i spadając płonął. Uderzył we wzgórze Hogtrough Hill w odległości około 2 km od centrum Westerham. Kiedy ciało poległego pilota zostało przewiezione do kostnicy, Peter wraz z kolegami, wiedziony ciekawością, zajrzał do środka przez uchylone okno. Zobaczył sczerniałe zwłoki, które nie były jeszcze przykryte. Utkwiło mu w pamięci, że pilot miał bardzo drobne dłonie, które sprawiały wrażenie jakby należały do kobiety... Czternastolatek wtedy pierwszy raz widział nieżyjącego człowieka. Obraz ten ma do dzisiaj przed oczami.
Michał Brzezowski, Stefan Wójtowicz i Eugeniusz Szaposznikow

Naszywka "Poland"

Kilka dni po śmierci polskiego pilota do Westerham przyjechał porucznik E. Hadwin, pełniący obowiązki oficera wywiadu Dywizjonu 303. Zamierzał wyjaśnić, w jakich okolicznościach zginął sierżant Stefan Wójtowicz. Ustalił, że Polak został trafiony w głowę odłamkiem pocisku z działka lotniczego. Oficer przeprowadził rozmowę z naocznymi świadkami, którzy stwierdzili, że pilot Hurricane'a stoczył walkę z kilkoma niemieckimi myśliwcami typu Messerschmitt Bf-109 i Bf-110. Oba zostały zestrzelone.
Na ręce porucznika Hadwina wpłynęło pismo z dnia 20 września 1940 r., w treści którego szef straży pożarnej w Westerham, F. C. Paige informował, że 11 września1940 r. wraz z innymi osobami był świadkiem pojedynku stoczonego pomiędzy sierżantem Wójtowiczem a sześcioma niemieckimi Messerschmittami Bf-109. Potwierdził on zniszczenie przez Polaka dwóch wrogich myśliwców. Dodatkowe uzupełnienie stanowi pisemna relacja nadesłana 27 czerwca 1990 r. na adres Westerham Parish Council przez Pana Ryszarda Jaworskiego, który mieszkał w Westerham w pierwszych latach po zakończeniu wojny.
Jego ojciec był pilotem myśliwca i służył w składzie polskich dywizjonów. Pan Jaworski potwierdza wcześniej przytoczone fakty. Według niego przybyli na miejsce katastrofy świadkowie znaleźli na ocalałym fragmencie munduru poległego pilota naszywkę "Poland" , co pozwoliło zidentyfikować tożsamość bohaterskiego lotnika. Pułkownik John Kent stwierdził, że sierżant Stefan Wójtowicz zasłużył swoją bohaterską postawą na najwyższe angielskie oznaczenie Victoria Cross nadawane za wybitną odwagę na polu walki. Niestety, nie może być ono nadawane cudzoziemcowi. Sierżant Stefan Wojtowicz został pośmiertnie odznaczony Krzyżem Srebrnym Orderu Wojennego Virtuti Militari nr 8816.

Poszukiwanie śladów samolotu

Znając przybliżone miejsce katastrofy Hurricane'a V 7242 postanowiłem podjąć próbę odnalezienia jakichkolwiek szczątków samolotu. Teren, na którym doszło do katastrofy należy do prywatnego właściciela, dlatego ograniczyłem się do zbadania drogi rozdzielającej ogrodzone łąki. Używając wykrywacza odnalazłem grudki stopionego metalu i niewielkie skorodowane elementy. Peter wspominał, że samolot spadając płonął. Prawdopodobnie zbiornik z paliwem został rozerwany eksplozją jeszcze nad ziemią, i kawałki maszyny zostały rozrzucone na znacznym obszarze.
Elementy, które wydobyłem, znajdowały się na głębokości 15-20 cm w gruncie zawierającym dużą liczbę kamieni, co może świadczyć, że zostały tam wbite siłą wybuchu. Niestety, na żadnym z nich nie zachowały się jakiekolwiek oznaczenia. Jeden z wykopanych kawałków stopionego metalu zastygł przyjmując kształt serca. To nasz najcenniejszy lotniczy materiał - angielskie duraluminium z domieszką polskiej krwi? Najprawdopodobniej są to resztki samolotu Hawker Hurricane V7242 pilotowanego przez sierżanta Stefana Wójtowicza. Jednak pewność można uzyskać tylko po wydobyciu elementów silnika i płatowca zawierających numery fabryczne. Do tej pory takie prace nie były prowadzone.
Grób Wójtowicza w Northwood

Wrak Messerschmitta

W latach 70. ubiegłego wieku zespół poszukiwawczy z London Air Museum wydobył kilka elementów z wraku samolotu typu Messerschmitt Bf-109, który rozbił się 11 września 1940 r. o godzinie 16.15 w odległości około 20 km w kierunku wschodnim, od miejsca upadku samolotu sierżanta Wójtowicza. Najprawdopodobniej jest to samolot zestrzelony przez Polaka. Jednak nie są znane żadne relacje ani dokumenty potwierdzające to przypuszczenie.
W centrum Westerham znajdują się dwa pomniki. Jeden ustawiono ku pamięci gen. Jamesa Wolfe'a, który urodził się tu w roku 1727. Drugi, przedstawia sylwetkę Winstona Churchilla mieszkającego w tym mieście w latach 1922-65. Ale mieszkańcy Westerham pamiętają o jeszcze jednym bohaterze. Mówią - to nasz pilot z Dywizjonu 303. W tym roku w rocznicę urodzin Stefana Wójtowicza, na miejscu katastrofy Hawkera Hurriciane'a V7242 zostanie odsłonięty pamiątkowy obelisk.
Porucznik Arsen Cembrzyński, który walczył w tym samym rejonie również został zestrzelony. Jego samolot Hurricane V 6667 rozbił się ok. 16.15 w Pembury w odległości 23 km na południowy wschód od Westerham. Polak odniósł ciężkie rany i zmarł kilka dni później w szpitalu.

Rodzinne strony

Abym mógł zakończyć opowiadanie tej historii, musiałem pojechać do rodzinnej wioski sierżanta Stefana Wójtowicza. Poszukać śladów początku. Wypnicha - jedna z tysięcy polskich wiosek. Tuż obok szkoły przy skrzyżowaniu dróg stoi pomnik zwieńczony wykutym w kamieniu krzyżem Virtuti Militari. Na jego cokole umieszczono tablicę ku pamięci mieszkańców poległych w latach 1939-1946. Jest na niej także nazwisko Stefana Wójtowicza. Niestety błędnie podano, że pilot poległ w 1939 r. Podobno żyje jeszcze jego kolega z lat szkolnych, i stoi dom gdzie urodził się przyszły lotnik.
Udało mi się odnaleźć siostrę Stefana Wójtowicza. W trakcie rozmowy telefonicznej wspomniała, że ostatni raz widziała brata 17 września 1939 r. Przyjechał do rodziny na motocyklu wraz ze swoim dowódcą. Płacząca matka zaklinała go aby został. Ale on musiał iść. Był przepełniony wolą walki. Odchodząc powiedział: - jeszcze będziecie o mnie czytać! Nie mylił się...

Autorem tekstu jest Maciej Koziarski. Oryginał znajduje się TU

Na koniec jeszcze tabelka zestrzeleń
Data Samolot Jednostka Zniszczony
na pewno
Zniszczony
prawdo-
podobnie
Uszkodzony
07.09.1940 Hurricane I, RF-H (V7290) 303 dywizjon Do 215

07.09.1940 Hurricane I, RF-H (V7290) 303 dywizjon Do 215

11.09.1940 Hurricane I, RF-B (V7242) 303 dywizjon Bf 109

11.09.1940 Hurricane I, RF-B (V7242) 303 dywizjon
Bf 109


Razem
3
1
0

sobota, 3 marca 2012

Saburō Sakai - ostatni samuraj

Saburō Sakai
Dzisiaj przygotowałem krótką biografię jednego z najwaleczniejszych asów 2 wojny światowej. Imię Saburō Sakai zawsze kojarzyło sie z czasami, kiedy Mitsubishi Zero wydawał się maszyną nie do pokonania. Samolot ten bardzo odpowiadał Saburō ze względu na swoją zwrotność. Od roku 1942 myśliwce te wprawdzie były uważane już za nieco przestarzałe w stosunku do alianckich, jednak to właśnie na słynnym "Zerze" osiągnął swoje największe zwycięstwa Jako ciekawostkę dodam, że żaden z jego skrzydłowych nigdy nie odniósł rany. Natomiast sam Saburō a właściwie jego powrót do bazy jest opowieścią o granicach ludzkiej wytrzymałości i bohaterstwie człowieka. Ale od początku.

Przed napaścią na Pearl Harbor Sakai walczył nad Chinami. Tam też odniósł  swoje pierwsze zwycięstwo oraz pierwsze rany. W szpitalu spędził prawie rok. Kiedy go opuszczał akurat Japonia przystąpiła do wojny. Jednostka Saburō została skierowana do ataków na bazy amerykańskie na Filipinach. W tym czasie najbliższe Japońskie lotniska znajdowały się w Tajwanie czyli oddalone o około 800 km. Dla jednosilnikowego Zero była to znaczna odległość i stanowiła nielada wyzwanie. Toteż Japońscy piloci uczyli się latać ekonomicznie, oszczędzając jak najwięcej paliwa. Nasz bohater, a jakże, osiągnął najlepszy wynik w jednostce - 64 litry na godzinę lotu.

8 grudnia 1941 roku Sakai zestrzelił myśliwiec Curtiss P-40, co było jego pierwszym zwycięstwem na filipinach. Dwa dni później wraz z 9 innymi Zerosami po męczącej walce zestrzelili bombowiec B-17. Saburō opisał to tak:

"Było to nasze pierwsze spotkanie z B-17. jego wielkość zmyliła nas i nie mogliśmy dokładnie ocenić odległości, aby dać celną serię. Ponadto leciał bardzo szybko i trudno nam było go dogonić i utrzymać na naszych celownikach"

Następnie Japończyk przeniósł się nad Jawę, gdzie odniósł kilka zwycięstw nad holenderskimi myśliwcami.
8 kwietnia przybył do miejscowości Lae w Nowej Gwinei, gdzie zebrano najlepszych pilotów i utworzono coś w rodzaju elitarnej jednostki. Jednostkę tą skierowano do ataków na amerykańsko-australijską bazę Port Moresby. Teraz dopiero rozpoczęły sie ostre walki. Sakai szybko powiększał swoje konto. Curtisy czy Airacobry nie stanowiły dla niego zagrożenia. Do 8 sierpnia miał już 58 zwycięstw co było najlepszym wynikiem wśród pilotów z Lae.

To właśnie tego dnia, 8 sierpnia Saburō Sakai wykonywał lot bojowy nad Guadalcanal. Japończyk tak opisywał walkę:

"Patrzyłem i oczom nie wierzyłem. Jeden Wildcat gonił strzelając krótkimi seriami, trzy próbujące desperacko wymknąć się mu japońskie myśliwce. Cała czwórka wściekle walczyła, robiąc coraz to nowe zwroty. Zero powinny poradzić sobie bez trudu z Grummanem, ale za każdym razem, gdy tylko jakiś Zero siadał mu na ogonie gotów dać serię, Amerykanin bez trudu robił unik i nagle sam się znajdował na ogonie Zero. Nigdy jeszcze nie widziałem takiego pilotażu."

Sakai ruszył na ratunek:


"W akcie desperacji dałem serię. Momentalnie Wildcat oderwał się ode mnie i zrobił beczkę, następnie ciasny zwrot w dół, po czym zaczął szybko piąć się ku mnie. Nigdy jeszcze nie widziałem tak szybko ani z taką gracją poruszajacego się samolotu. Z każdą sekundą był coraz bliżej brzucha mojego Zero. Zrobiłem beczkę, by sie go pozbyć, ale nie udało mi się. Wykonał dokłądnie taki sam atak, jaki był moim ulubionym."

Potem okazało się, że nie walczył z Wildcatem ale z bombowcem nurkującym Dauntless. Po wielu trudach Sakai w końcu wymanewrował swojego przeciwnika zabijając strzelca pokładowego. Pilot Dudley Adams uratował sie skacząc na spadochronie. Natomiast Sakai'a ciężko ranił strzelec pokładowy innego bombowca. Wystrzelone pociski wdarły się do kabiny pilota i dwa z nich trafiły z ukosa Sakai w głowę. Straciwszy jedno oko, ze sparaliżowaną połową twarzy, Sakai zdołał przelecieć 550 mil morskich z powrotem do bazy japońskiej w Rabaul. Po wielomiesięcznej rehabilitacji z powodu braku oka został zakwalifikowany jako niezdolny do służby. Jednak dalej mógł się przysłużyć dla kraju. Wrócił do Japonii gdzie zosatał instruktorem i szkolił młodych pilotów.

Jednak z czasem, gdy walki narastały a Amerykanie coraz bardziej napierali na wyspy, Saburō skierowano do jednostki na wyspie Iwo Jima. Przybył tam 20 czerwca 1944. Jednak Zerosy były dużo słabsze od amerykańskich Hellcatów. Brak oka również nie pomagał. Wszystko to powodowało, ze Sakai ledwo uchodził z życiem. Od czasu do czasu jednak udawało mu sie ustrzelić jakiegoś Hellcata ale czasy dawnej świetności dawno minęły.

Saburō Sakai ponownie wrócił do Japonii, gdzie oblatywał nowe samoloty. W nocy z 13 na 14 sierpnia 1945 roku odbył ostatni lot. Wraz z kilkoma innymi pilotami wystartował z lotniska bez rozkazu. Udało im się zestrzelić B-29. Wkrótce po tym Japonia skapitulowała.

W ponad 200 lotach bojowych Saburō Sakai odniósł 64 zwycięstwa, co ustawiła go jako 4 wśród japońskich asów myśliwskich.

Saburō Sakai
64 zwycięstwa
porucznik
Data i miejsce urodzenia 25 sierpnia 1916
Nishiyoka,Saga, Japonia
Data i miejsce śmierci 22 września 2000
Naval Air Facility Atsugi, Japonia
Przebieg służby
Siły zbrojne Naval Ensign of Japan.svg - Japońska Cesarska Marynarka Wojenna
Jednostki Tainan Air Group, Yokosuka Air Wing
Główne wojny i bitwy II wojna światowa

wtorek, 28 lutego 2012

Horten Ho 229 - Informacje uzupełniające

Dzisiaj dodziobałem się do jeszcze kilku ciekawych informacji na temat Hortena. Była mowa o prototypach V1 (Szybowiec) i V3 (niekompletny, sam kadłub bez skrzydeł). A co z V2. No właśnie...

Horten pierwotnie miał być napędzany dwoma silnikami BMW 003A-1. I z nim powstały 2 prototypy V1 i V2. Jednak kłopoty z jednostką napędową BMW sprawiły, że z V1 wymontowano oba silniki i oblatano go w lecie 1942 jako szybowiec. Natomiast V2 przerobiono do zamontowania innego silnika. Jumo 004 B-1 o mocy 2x8,2kN. Próby rozpoczęto w styczniu 1945. V2 w pierwszym locie uzyskał prędkość ponad 800km\h. Jednak po 2 godzinach testów nastąpił samozapłon silnika. V2 doszczętnie rozbił sie przy próbie awaryjnego lądowania. Tymczasem w zakładach Gothaer Waggonfabrik już produkowano prototypy od V3 do V7 a także czyniono przygotowania do rozpoczęcia produkcji wersji Ho 229 A-0. W momencie, kiedy Amerykanie zajmowali fabrykę, V3 miał zamontowane silniki Jumo 004C o mocy 2x10kN. Prace nad pozostałymi prototypami również były zaawansowane. Niektóre były wersjami dwumiejscowymi jako myśliwce nocne. Ale jak wiemy z poprzedniej notki, V1 i V3 Amerykanie wywieźli do USA a pozostałe zniszczyli na miejscu w obawie przed Sowietami.